Wspomnienia Pani Heleny Dyngler. To niezwykłe, że - mając prawie 102 lata - Pani Dyngler tak dużo pamięta z przeszłości. Niestety, nie udało nam się przekonać Pani Helenki, żeby pozwoliła nam nagrać jej wspomnienia na kamerze. Tłumaczyła, że ma tremę. Trochę szkoda, ale mamy zdjęcia i zapis wspomnień. Oto one:
Kiedy
i gdzie się Pani urodziła?
Urodziłam się w Warszawie 19 stycznia 1922r. Moje panieńskie nazwisko to Bożym.
Kim
byli Pani Rodzice?
Mama była gospodynią domową, a tata pracował. Mieszkaliśmy przy ulicy Czerniakowskiej 152/154. Była to ruchliwa ulica, z dużą liczbą sklepów, w tym żydowskich, gdzie można było kupić chałwę.
Czy
miała Pani rodzeństwo?
Jednego brata. Młodszego.
Od
kiedy Pani mieszka w Błoniu?
Od 1952r. Przyjechałam z mężem. Po wojnie zaczął on pracować w Bystrzycy w Fabryce Zapałek, później dostał przeniesienia służbowe do Gdańska Wrzeszcza, następnie do Sianowa, w 1952r. trafiliśmy do Błonia. Tadeusz (tak miał na imię mąż Pani Heleny) pracował na stanowisku kierowniczym w Zakładzie Zapałek. Był jednym z założycieli szkoły zawodowej przy Zakładach MERA Błonie, w latach 1971-72 pełnił funkcję jej dyrektora.
Gdzie
chodziła Pani do szkoły? Jak Pani ją wspomina?
Chodziłam do Szkoły Podstawowej nr 128 w Warszawie przy ulicy Czerniakowskiej. Szkołę wspominam bardzo przyjemnie, poza matematyką, której nie lubiłam. Nie przepadałam też za historią. Za to bardzo lubiłam geografię i język polski. Potem skończyłam Szkołę Handlową przy ulicy Zagórnej.
Czy
pamięta Pani swoich nauczycieli?
Tak, szczególnie nauczycielkę języka polskiego. Była bardzo dobra, sprawiedliwa. Kiedyś moje wypracowanie „Jak spędziłam święta?” czytane było głośno na forum całej klasy jako najlepsze. Lubiłam pisać, nigdy nie robiłam błędów ortograficznych; teraz też nie robię.
Czy
miała Pani wtedy przyjaciółkę?
Tak miałam 2 przyjaciółki; to były Zosia Kamińska i Irena Malarówna.
Kim
Pani chciała zostać, gdy była Pani w naszym wieku?
Chciałam
zostać śpiewaczką, aktorką albo baletnicą. W szkole należałam do Zespołu,
tańczyłam i śpiewałam, brałam udział w różnych uroczystościach. Ale, niestety,
nie udało mi się zrealizować tych planów, to było marzenie niespełnione.
Mój
tata pięknie grał na skrzypcach, dorastałam w muzykalnym domu, stąd może te
marzenia.
Jako dorosła osoba pracowałam 2 lata w dużej księgarni prowadzonej przez państwo Sątowskich na rogu Poznańskiej i 11 listopada w Błoniu i 6 lat w rejestracji w Przychodni Przyzakładowej. Zapisywałam chorych do doktora Żmigroda, a potem do doktora Malanowskiego. Poza tym przede wszystkim byłam żoną i mamą. Urodziłam 2 córki. Starsza Ewa urodziła się we Wrocławiu, młodsza Wiola w Bystrzycy Kłodzkiej. Mam wnuczkę i wnuka oraz 2 dorosłe prawnuczki 19 i 16 lat. Jestem szczęśliwa, że mam córki, bo „dwie córki to dwie podpórki”.
Jak
wspomina Pani wojnę?
To bardzo ciężki dla mnie temat. Wybuch wojny był dla mnie i dla wszystkich dramatycznym przeżyciem. Całą wojnę przeżyłam w Warszawie. Od godziny 19.00 obowiązywała godzina policyjna, czyli kategoryczny zakaz wychodzenia z domu, co było szczególnie uciążliwe dla młodych ludzi. Radziliśmy sobie, organizując spotkania i tańce przy patefonie w prywatnych mieszkaniach. Na jednej z takich prywatek poznałam bardzo przystojnego mężczyznę, który akurat przeprowadził się wraz z rodziną z ulicy Przemysłowej na Czerniakowską, gdzie mieszkałam. Został on moim mężem; pobraliśmy się w grudniu 1943r. w kościele przy ulicy Łazienkowskiej. Do ślubu jechaliśmy dorożką. Całe Powstanie Warszawskie byłam w Warszawie, ukrywałam się w piwnicy; było to wyjątkowo trudne, ponieważ byłam w ciąży. Strasznie się wtedy bałam, nigdy tego nie zapomnę. Po powstaniu przeszliśmy przez obóz w Pruszkowie. Potem wywieziono mnie do Zwickau-Planitz do Niemiec, gdzie bardzo pomogła mi pewna rodzina niemiecka. Po wyzwoleniu nie było w Warszawie pracy. Mąż znalazł wtedy zatrudnienie w Bystrzycy Kłodzkiej.
Jak
wyglądało Błonie, gdy Pani tu przyjechała?
Bardzo
skromnie, zdecydowanie gorzej niż dzisiaj. Kamieniczki były zaniedbane. Była jedna
cukiernia państwa Bielickich, jeden fotograf pan Łukasik. Początkowo Błonie mi
się nie podobało, ale stopniowo zmieniłam swoje podejście, bo miasto zaczęło
się zmieniać i poczułam się tu „na swoim”. Ponieważ związałam się z Błoniem,
zaczęła mnie interesować jego przeszłość i wszystko, co dotyczy tego miasta.
Dlatego też zapisałam się do Towarzystwa Ziemi Błońskiej.
Od początku mieszkałam tu, gdzie dzisiaj; w starym dworku przyzakładowym. Kiedyś przyjeżdżali tu malarze, żeby go malować, dziś podupada, nie mamy pieniędzy na jego renowację. Dodam, że jest to zabytek.
Żyje Pani ponad 100lat. Jak
Pani ocenia zmiany, które zaszły w świecie? Czy lepiej się żyło kiedyś, czy
teraz?
Teraz zdecydowanie lepiej się żyje. Jest dużo nowocześniej. Kiedyś bywało ciężko, nawet bardzo ciężko; cieszę się, że teraz Wam jest lżej.
Nasz
projekt dotyczy kobiet. Czy Pani zdaniem dzisiejsze kobiety różnią się od tych
z lat Pani młodości?
Trochę mi przeszkadza, że współczesne dziewczęta są zbyt śmiałe, zbyt pewne siebie. Uważają, że wszystko wiedzą. Kiedyś kobiety były bardziej powściągliwe, skromniejsze, bardziej zdystansowane. Choć oczywiście są też bardzo fajne, grzeczne dziewczęta.
Jakie
rady by nam Pani mogła dać na przyszłość, co by nam Pani poradziła?
Przede
wszystkim musicie się wykształcić, to bardzo ważne w życiu. Poza tym życzę Wam
dobrych wyborów życiowych, w tym właściwego wyboru chłopaka. Ja miałam pod tym
względem szczęście, trafiłam od razu na tego właściwego mężczyznę, w którym się
zakochałam i który został moim mężem. Nie zwracajcie uwagi na urodę, ona nie
jest najważniejsza; najważniejszy jest charakter człowieka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz