czwartek, 21 grudnia 2023

 Jedną z naszych bohaterek jest Pani Łucja Kossakowska, uczestniczka Powstania Warszawskiego, a po wojnie znana scenografka. Napisałyśmy do Pani Kossakowskiej list z prośbą o zgodę na wykorzystanie jej zdjęć (otrzymałyśmy ją) i ewentualne spotkanie. Do spotkania nie doszło, Pani Łucja ma już 95 lat, a choroby szaleją. Dzisiaj jednak doszło do spotkania! Co prawda tylko telefonicznego, ale bardzo miłego. Do Pani Kossakowskiej zadzwoniła Julka, która przygotowała prezentację na jej temat. Opowiedziała, jak bardzo podziwia Panią Łucję i złożyła jej serdeczne życzenia z okazji świąt Bożego Narodzenia. 



środa, 20 grudnia 2023

 Obiecany wywiad z Panią Magdaleną Wolińską-Riedi. Długi, ale BARDZO CIEKAWY!

Wywiad z Panią Magdaleną Wolińską-Riedi, przeprowadzony 18 grudnia 2023r.

Jak Pani wspomina swoje lata szkolne: szkołę podstawową i średnią?

Szkołę podstawową, czyli naszą kochaną „Dwójkę” w Błoniu, wspominam z wielkim sentymentem, rozrzewnieniem i ogromną sympatią. Były to bardzo miłe lata. Szkoła znajdowała się tuż obok bloku, gdzie mieszkałam, więc mogłam wychodzić dosłownie za pięć ósma, żeby zdążyć na lekcje. Moja klasa była bardzo fajna, ambitna i zdolna.  Między innymi dzięki Waszej Pani Dyrektor, która była naszą wychowawczynią, mieliśmy bardzo dużo ciekawych inicjatyw, w których braliśmy udział; myślę tu przede wszystkim o wyjazdach, wycieczkach, które nas szalenie ubogacały, zwłaszcza w tamtych czasach, kiedy nie było tak jak dziś, nie każdy mógł wsiąść do samolotu, samochodu czy pociągu i pojechać tam, gdzie chce. Stworzyły się wówczas między nami, przede wszystkim dziewczynami, ale także chłopcami ważne więzy, które trwają do dziś. To były piękne doświadczenia…

Poza tym bardzo dużo się wtedy nauczyłam, co procentowało na kolejnych etapach edukacji. Dotyczy to, np. języka niemieckiego, którego zaczęłam się uczyć w szkole podstawowej i wykorzystałam zdobytą wiedzę w liceum. I tu zaczyna się drugi temat. Uczęszczałam do bardzo trudnego Liceum im. Mikołaja Kopernika w Warszawie, które było wówczas jedną z dwóch szkół w Polsce z nauczaniem dwujęzycznym. W kwietniu miałam egzamin, dostałam się i wydawało mi się, że najtrudniejsze już za mną, ale okazało się, że czeka mnie bardzo ciężka praca. Większość przedmiotów w liceum prowadzonych było po angielsku. Pamiętam doskonale pierwszą lekcję biologii, kiedy nauczyciel po angielsku prezentował przekrój żaby; to było trudne doświadczenie, zwłaszcza że byłam dziewczyną z małego Błonia, uczyłam się angielskiego w szkole, a większość moich kolegów z liceum to były dzieciaki wychowane albo urodzone za granicą, które posługiwały się angielskim perfekt. Poza tym musiałam dojeżdżać do Warszawy; wstawałam wcześnie rano, wracałam późnym popołudniem, co było dodatkowym utrudnieniem. Tak jak mówiłam, musiałam się wtedy bardzo dużo uczyć; szkoła była trudna, matura też, ale powiem Wam, że bardzo mi to pomogło w drodze na studia i na kolejnych etapach kształcenia. Pamiętajcie to, co zawsze mówił mój tata i z czym się zgadzam: lepiej być najsłabszym wśród najlepszych i ciągnąć w górę niż najlepszym wśród bardzo słabych; w tym drugim przypadku mało się rozwijamy albo w ogóle.

Czy pamięta Pani jakieś wyjątkowe wydarzenie z lat szkolnych?

Pamiętam różne wydarzenia… Z liceum tę lekcję z żabą, o której Wam opowiadałam, bo była dla mnie szokująca. W latach licealnych wielkie wrażenie robiła na mnie dość częsta sytuacja, kiedy moi koledzy  zimą przychodzili w piątek do szkoły z nartami, ze strojem narciarskim, ponieważ po lekcjach wyjeżdżali na weekend, np. do Austrii i wracali w poniedziałek prosto na lekcje. To były realia, których ja wówczas nie znałam; nie jeździłam z rodzicami tak po prostu na narty za granicę, do Austrii czy Szwajcarii.

Ze szkoły podstawowej bardzo miło wspominam wycieczki, np. „Śladami Jana Kochanowskiego” lub pięciodniową do Krakowa i okolic.  To były cudowne czasy!

Jakie były Pani ulubione przedmioty w szkole?

Na pewno języki. Miałam dar szybkiego uczenia się obcych języków po moim tacie, który – jak był młody – (to były zupełnie inne czasy, granice były zamknięte dla większości obywateli, mało kto się uczył języków obcych) wyjechał jako student na miesiąc do Szwecji. Był w Sztokholmie 50 czy 60 lat temu i wyobraźcie sobie, że do dziś mówi trochę po szwedzku. Myślę, że to po nim odziedziczyłam lekkość uczenia się języków obcych. Poza tym bardzo lubiłam język polski, pisanie wypracowań; przydaje mi się to teraz przy pisaniu książek. Jednym z moich ulubionych przedmiotów była też historia. Generalnie byłam typową humanistką.

Kim chciała Pani zostać, gdy była Pani w naszym wieku?

Dziwnie to zabrzmi, jeśli powiem, że… siostrą zakonną. Poza tym myślałam też o karierze nauczycielki; miałam w domu wielką tablicę; ucząc się do klasówek/lekcji, tłumaczyłam wirtualnym uczniom temat, jakbym była ich nauczycielką. Dzisiaj jednak nie wyobrażam sobie, że mogłabym uczyć; nauczyciel to bardzo trudny zawód, wymagający wiele cierpliwości i wysiłku.

Jak to się stało, że została Pani dziennikarką?

To był splot okoliczności, chyba trochę opatrzność. Nie planowałam zostania dziennikarką; zajmowałam się produkcją filmów, pracowałam więc z drugiej strony kamery. Miałam do czynienia z telewizją, ponieważ produkowałam różne ciekawe reportaże, filmy dokumentalne o Watykanie, papieżach, Rzymie, o Polakach żyjących we Włoszech, ale nigdy sama nie myślałam, że będę kiedyś dziennikarką, korespondentką, reporterką. Pewnego dnia po prostu dyrekcja Telewizji Polskiej zadzwoniła i zaproponowała mi pracę w charakterze korespondentki z Rzymu. Na początku nie uwierzyłam, myślałam, że to żart; nie skończyłam przecież dziennikarstwa, tylko filologię włoską. Kiedy już przyjęłam nowe wyzwanie, okazało się, że w redakcji Telewizji pracuje bardzo niewiele osób, które mają ukończone dziennikarstwo; większość  była po różnych studiach humanistycznych. Potem miałam praktyki w Akademii Dziennikarstwa w siedzibie Telewizji przy ulicy Woronicza 17, ale i tak najważniejsza okazała się praktyka, nie teoria, oraz intuicja.

Jakie zna Pani języki?

Śmieję się czasem, że takie, które są akurat potrzebne. Mam dwie córki (jedną w Waszym wieku, drugą o dwa lata starszą), które są w szkole szwajcarskiej w Rzymie, uczą się 4 języków, w domu dodatkowo piąty polski. Jak mają coś zadane i proszą o pomoc, muszę się orientować, czego dotyczy zadanie.

Najbliższy mi jest teraz włoski, bo mieszkam w Rzymie i posługuję się nim na co dzień. Poza tym niemiecki, który bardzo lubię od czasów szkoły podstawowej. Następnie szwajcarski, który ma dużo wspólnego z niemieckim, ale jest jednak inny; Niemcy Szwajcarów nie rozumieją. Kolejny język, który dobrze znam, to angielski i jeszcze francuski, którego się uczyłam na studiach.

Czy trudno było Pani rozstać się z Błoniem/Polską, gdy wyjeżdżała Pani do Watykanu?

Było bardzo trudno.  Zarówno wtedy, jak i teraz tęsknię za Polską, za rodziną, moimi znajomymi kątami, bo z tym się kojarzy dzieciństwo i wczesne lata nastoletnie, młodość, studia; to są sentymentalne wspomnienia. Miałam wspaniałą rodzinę, brata, mnóstwo znajomych i przyjaciół; działałam wówczas bardzo aktywnie w Kościele Świętej Trójcy w Błoniu, spotykaliśmy się w salkach katechetycznych, śpiewałam w Scholi. Dzisiaj, kiedy przyjeżdżam do Polski, np. prezentując swoje książki, staram się spotykać ze znajomymi z tamtych czasów; siadamy i godzinami wspominamy stare lata. To świadczy o tym, jak byliśmy zżyci. Za tymi relacjami, przyjaźniami tęsknię. Poza tym brakuje mi czasami polskich potraw, polskich tytułów gazet w kiosku… Wyjechałam na stałe za granicę, gdy byłam bardzo młoda, tęskniłam wówczas, nostalgię czuję do dziś.

Jakie były plusy i minusy życia w Watykanie?

Plusy na pewno takie, że na terenie Watykanu czuliśmy się bardzo bezpieczni i zaopiekowani. Czegokolwiek potrzebowałam, to za chwilę było to załatwiane. Pamiętam taką sytuację, gdy jakieś duże ptaki, zapewne albatrosy wkręciły mi się w drzewka cytrynowe na tarasie; groźnie to wyglądało, więc się trochę przestraszyłam, bo byłam sama w domu. Ale za chwilę pojawili się strażacy ze straży pożarnej Watykanu i za 5 minut problem był rozwiązany. Druga taka sytuacja dotyczyła mojej wówczas maleńkiej córeczki, która kiedyś bardzo zachorowała. W Polsce musiałabym czekać na pogotowie lub jechać do przychodni czy szpitala; w Watykanie wszystko miałam pod ręką. Pogotowie watykańskie, które obsługuje także Papieża, natychmiast udzieliło nam pomocy. Kiedy mieszkałam w Watykanie, żyło tam 12 kobiet; byłyśmy – mieszkając tam - uprzywilejowane; bez problemu załatwialiśmy wszystko, choćby dokumenty, na które w innych krajach, w tym, np. w Rzymie, gdzie teraz mieszkam, trzeba długo czekać.

Minusy życia w Watykanie dotyczą przede wszystkim wielkich ograniczeń, które tam obowiązywały. Nie można było w lecie wyjść w krótkiej spódnicy, w bluzce na ramiączka, w leginsach. Nie można było wrócić do domu po północy, bo bramy Watykanu były zamykane o 24.00. Trzeba było pilnować zegarka, żeby jak Kopciuszek wrócić przed północą, co w Rzymie, gdzie życie zaczyna się wieczorami, nie było takie proste. Te ograniczenia uwierały czasami, ale je zaakceptowałam. W Watykanie jest się też stale obserwowanym; jest tam 260 kamer; widać krok każdego człowieka, z każdej strony, trochę jak w domu Wielkiego Brata. Mieszkałam tam 17 lat, musiałam się do tego przyzwyczaić.

Czym dla Pani było/jest Błonie?

Moim domem, miejscem najmilszych wspomnień z dzieciństwa. Tego wczesnego i lat nastoletnich. Symbolem beztroski i poczucia bezpieczeństwa w rodzinie i środowisku. Miałam szczęście współtworzyć wspaniałą, zżytą grupę moich rówieśników przy kościele, to było coś fantastycznego, bo wiązało się z tym wiele przeżyć: wspólne spędzanie wakacji, ferii, wolnego czasu. Poza tym miałam w bloku, w którym mieszkałam, bliskie 4 koleżanki; wszystkie chodziłyśmy do „Dwójki”, tyle że do różnych klas. To był piękny czas: obowiązków, codziennych zajęć w szkole, ale też wielu momentów radosnych, beztroskich. Miałam wtedy w sobie misję tworzenia, inicjowania różnych działań; pozostało mi to do dziś.

Jakie wartości są dla Pani najważniejsze  w życiu?

To bardzo szerokie pytanie. Na pewno bycie dobrym, otwartym, dyspozycyjnym dla drugiego człowieka. Nauczyłam się tego od Jana Pawła II, którego miałam możliwość obserwować, mieszkając bardzo blisko niego przez ostatnie 2 lata jego życia. Widziałam, jak Papież bardzo cierpiał fizycznie, ale zawsze miał czas dla drugiego człowieka. Nawet, gdyby miało to trwać choćby kilka sekund, wpatrywał się w oczy tej osoby i był z nią, skupiony tylko na niej.

Poza tym dla mnie bardzo ważną wartością jest wiara. Wyrosłam w wierze, rozwinęła się ona we mnie, dojrzewała, począwszy od pierwszych lat w Błoniu, gdy angażowałam się w życie parafialne. To było to, co umocniło mój kręgosłup nie tylko wiary, ale także moralności.

Czy uważa się Pani za kobietę sukcesu?

Nie, ja jestem skromną osobą, nigdy nie odważyłabym się uznać za kobietę sukcesu. To wpisuje się w temat wartości; trzeba w życiu wykorzystywać talenty, które są nam dane, jakiekolwiek by one były. Życie jest nam dane, ale także zadane; jeśli mam zadane pewne rzeczy do realizacji, jeśli przychodzą mi one z łatwością, kiedy widzę oddźwięk swoich działań, to jestem szczęśliwa. Teraz, pisząc książki, doznaję mnóstwo serdeczności ze strony innych ludzi, którym się one podobają. Nie chodzi tu tylko o zdawkowe komentarze oceniające pozytywnie to, co piszę, ale także uwagi rzucane np. podczas spotkań na ulicach Rzymu, kiedy słyszę, np., że moje książki kogoś uratowały podczas pandemii, bo pozwoliły mu przenieść się choć na chwilę do Watykanu. Pewna pani ostatnio powiedziała mi, że po potrąceniu przez samochód musiała kilka miesięcy leżeć w łóżku, myślała, że już w ogóle z tego nie wyjdzie i moje książki czytane przez jej córkę siedzącą przy szpitalnym łóżku były dla niej rodzajem ratunku, odskocznią od cierpienia. Myślę, że jest to wielka nagroda za to, co robię i dlatego chcę robić to dalej. Nie wiem, czy można określić to mianem sukcesu; uważam po prostu, że nie mogę nic nie robić, bo życie jest piękne i warto robić to, co człowiek czuje.

Z czego jest Pani najbardziej dumna?

Na pewno z moich córek. Teraz widzę już efekty wychowania, które nie było łatwe, ponieważ przez ostatnie lata jestem bardzo zapracowana. Jako korespondentka jeżdżę po całych Włoszech, po świecie z Papieżem. Często jest tak, że dosłownie w trakcie rozmowy dostaję informację, że za dwie godziny mam być, np. w Andaluzji, bo akurat coś się tam wydarzyło. Było więc mało czasu, aby fizycznie być przy dziewczynkach. Widzę jednak, że sensownie dorastają, doceniają to, w jakim domu się wychowały, mówią mi często, że są ze mnie dumne, że mnie podziwiają. Ja też chcę w nich zaszczepić pasję życia, tworzenia, niemarnowania czasu. Mają bardzo dobre serca, a to jest dla mnie ogromnie ważne.

Jak udaje się Pani łączyć wszystkie zajęcia: jest Pani tłumaczką, dziennikarką, pisarką, autorką filmów, a do tego mamą i żoną. Bardzo tego dużo.

Łączę bez zastanawiania się. Staram się być „szwajcarska” w codzienności, mocno zadaniowa. Np. dzisiaj rano od godziny ósmej musiałam napisać do tygodnika amerykańskiego dwa artykuły: jeden wspomnieniowy o Papieżu Benedykcie XVI, a drugi o tym, jak ostatni trzej papieże spędzali święta, jak wygląda Boże Narodzenie w Watykanie. O ósmej usiadłam do komputera i po prostu to napisałam, żeby móc się z Wami spotkać o 11.00. Staram się wszystko łączyć w sposób naturalny, skupiając się na danej sprawie w określonym momencie. Jak jest czas dla rodziny, to poświęcam go w pełni najbliższym; jeśli jest jakiś wyjazd, to na nim się skupiam. Bardzo mocno wykorzystuję każdą chwilę. Na przykład, jak jeździłam do Wenecji relacjonować karnawał, to w trakcie 4-godzinnej podróży pociągiem pisałam książkę, bo wiedziałam, że muszę zaraz oddać kolejny rozdział. Potrzebuję terminów, ram i wówczas wszystko udaje mi się zrealizować.

Jakie ma Pani plany na przyszłość?

Myślę, że jeszcze coś napiszę, bo mam już pomysł na temat następnej książki. Jeśli chodzi o zawodowe plany, stworzę jakiś film. Będę dalej dziennikarką, nie wiem, czy w Polsce, bo mam ciekawą propozycję także z innego kraju. Rola korespondenta relacjonującego na żywo wydarzenia jest mi bardzo bliska i chciałabym nadal to robić. Pragnę też rozwijać się w innych sektorach, jeśli to będzie możliwe, i podróżować. Kocham podróże! Uważam, że wędrowanie po świecie, odkrywanie świata, zwłaszcza z moimi dziewczynkami jest czymś wspaniałym.

Jakie rady mogłaby Pani dać  dziewczętom w naszym wieku?

Warto, żebyście pamiętały zawsze to, o czym mówiłam, że życie jest nam zadane. Nie jest to czas do odcinania kuponów, tylko czas, w który trzeba inwestować swoje siły i talenty, jakie w sobie odkrywamy. Trzeba się dużo, szeroko uczyć, chłonąc wszystko. Pamiętajcie, że umysł człowieka jest niesamowity, a wykorzystywany jest w minimalnej cząstce, więc warto go przez cały czas trenować: czytać, odkrywać świat, poznawać ludzi, bo potem układa się to w piękną mozaikę złożoną z różnych kamyczków; każdy dzień to kolejny taki kamyczek. Przytoczę słowa Jana Pawła II, które warto, żebyście zapamiętały: „Nie wystarczy przekroczyć progu, trzeba pójść w głąb”.

Na pewno pamiętajcie, że warto się uczyć, studiować. Bardzo kształcące są też podróże, może w przyszłości wymiana studencka. Miejcie szeroko otwarte oczy na wszystko, bo świat jest przepiękny, trzeba go tylko chcieć odkrywać.

Nasz projekt jest poświęcony kobietom. Która kobieta jest dla Pani największym autorytetem?

Dla mnie ważną postacią jest znaną z kart historii, żyjąca w końcu XIV wieku  Katarzyna ze Sieny, patronka Włoch, nazwana przez Jana Pawła II także patronką Europy. Miała ona niesamowitą charyzmę, siłę, która  sprawiła, że dzięki jej staraniom papież powrócił do Rzymu, do rządzenia z niewoli awiniońskiej. Spoczywa w Bazylice Santa Maria sopra Minerva, ma piękny, biały sarkofag, Zmarła bardzo młodo w wieku 33 lat, ale swoje życia wykorzystała najpiękniej jak mogła. Żyła tak dawno temu, a odkrywana jest cały czas na nowo, co znaczy, że była niezwykłą kobietą. Podziwiam ją.

Dziękujemy bardzo za poświęcony nam czas i życzymy wszystkiego najlepszego z okazji świąt Bożego Narodzenia.




 To my po grze terenowej. Trochę zmęczone, ale bardzo zadowolone z siebie!



 Dzisiaj był bardzo pracowity dzień. Zorganizowałyśmy grę terenową po szkole zatytułowaną "Poznajemy wyjątkowe błońskie kobiety". Każda z nas wcieliła się w jedną z naszych bohaterek, Julka była Panią Łucją Kossakowską, Michasia - Burmistrz Ewą Tuzimską, Lila - doktor Leokadią Jaworską, Weronika - Panią Marianną Nowicką, a Hania - Panią Magdaleną Spasowicz. W grze brali udział uczniowie klasy VB podzieleni na 5 grup. Najpierw poszczególne grupy musiały odkryć, rozwiązując zagadki, numer sali, gdzie ukryta była koperta z informacją, w których pomieszczeniach ukryte są nasze bohaterki i w jakiej kolejności należy do nich dotrzeć. 
Gdy uczniowie z danej grupy docierali do sal, w których na nich czekałyśmy, opowiadałyśmy im o naszych bohaterkach i dawałyśmy im do wykonania zadania. Np. Julka jako Łucja Kossakowska prosiła o rozwiązanie szyfru napisanego Kodem  Morse’a i narysowanie lewą ręką na szarym papierze znaku Polski Walczącej. U Lili - Leokadii Jaworskiej uczniowie musieli znaleźć w Internecie sposób bandażowania łokcia i wykonać opatrunek żółwiowy rozbieżny. Mogli też zobaczyć, jak wykonuje się sztuczne oddychanie (dziękujemy Pani Pielęgniarce za pomoc!). Weronika w roli Marianny Nowickiej przeprowadzała musztrę i uczyła dzieci śpiewania harcerskiej piosenki "Płonie ognisko w lesie". Hania jako Magdalena Spasowicz prosiła o narysowanie symboli kojarzących się z Bożym Narodzeniem, a Pani Burmistrz Ewa Tuzimska - Michasia radziła się piątoklasistów, co zrobiliby w Błoniu, gdyby byli Burmistrzem gminy. W każdej sali dzieci otrzymywały element obrazka, który na koniec utworzyły z otrzymanych kawałków (to było zdjęcie Ratusza sprzed lat) oraz jedną literę, którą miały zapamiętać. Litery te utworzyły ostatecznie słowo BRAWO! 

Na koniec nastąpiło podsumowanie gry; klasa VB otrzymała do swojej sali kalendarz z wizerunkiem Błonia, a każdy uczeń magnes (dziękujemy Panu Burmistrzowi za gadżety!). Gra się bardzo podobała! 



























Wszystkie zdjęcia własne.

 Zapraszamy na stronę szkoły do obejrzenia prezentacji Weroniki o absolwentce SP2, korespondentce Telewizyjnej z Rzymu i Watykanu Pani Magdalenie Wolińskiej - Riedi.

https://sp2blonie.edupage.org/text/?text=text/text170&subpage=11


Zdjęcie użyczone ze zbiorów M. Wolińskiej-Riedi

 Zapraszamy na stronę szkoły, gdzie zamieszczona została prezentacja o Pani Burmistrz Ewie Tuzimska. Autorka: Michasia.

https://sp2blonie.edupage.org/text/?text=text/text170&subpage=10




Zdjęcia użyczone z Archiwum Pani Burmistrz

wtorek, 19 grudnia 2023

 Zapraszamy na stronę szkoły, gdzie zamieszczona został prezentacja Hani o Pani Magdalenie Spasowicz.

https://sp2blonie.edupage.org/text/?text=text/text170&subpage=9



                              Zdjęcia z Archiwum Malarki.





Kolejna prezentacja, tym razem w klasie VIIIB. 





poniedziałek, 18 grudnia 2023

 Dzisiaj spotkałyśmy się online na WhatsApp z Panią Magdaleną Wolińską -Riedi, absolwentką naszej szkoły, znaną dziennikarką, producentkę filmów, korespondentką w Włoch i Watykanu, autorką 4 książek poświęconych najmniejszemu Państwu świata i Rzymowi. To była bardzo wzruszająca i zarazem pouczająca rozmowa. 







czwartek, 14 grudnia 2023

Zapraszamy do zapoznania się z prezentacją dotyczącą Pani Łucji Kossakowskiej, uczestniczki Powstania Warszawskiego i znanej scenografki. Prezentacje przygotowała Julka.

https://sp2blonie.edupage.org/text/?text=text/text170&subpage=7


Zdjęcie udostępnione przez Muzeum Ziemi Błońskiej (zgoda Pani Kossakowskiej).

 Prezentacja w VIIIa. Najtrudniejsza, bo to nasza klasa. 






                     Zdjęcia własne

środa, 13 grudnia 2023

 Prezentacja w VIIa - nasze koleżanki i koledzy wydawali się zainteresowani.



Zdjęcia własne.

 Dzisiaj obiecany wywiad przeprowadzony 4 XII z Panią Posłanką Kingą Gajewską. Dziękujemy Pani Poseł za autoryzację i zdjęcia.

Na stronie szkoły zamieszczona została prezentacja o Pani Poseł przygotowana przez Lilę.

https://sp2blonie.edupage.org/text/?text=text/text170&subpage=8




Zdjęcia przesłane przez Panią Kingę Gajewską - zgoda na prezentację.


WYWIAD

Wiemy z Internetu, że jest Pani absolwentką LO im. Stefana Żeromskiego w Warszawie. Do których szkół chodziła Pani w Błoniu?

Do „Jedynki”. To były czasy, kiedy szkoła podstawowa była sześcioletnia. Potem poszłam do Gimnazjum im. Wincentego Pallottiego w Ożarowie Maz. Tam uczyła mnie niemieckiego Pani Jolanta Pleban z Błonia, którą bardzo cenię, mimo że na początku było mi bardzo trudno. Wszyscy uczniowie znali już ten język, a dla mnie była to czarna magia. Zawzięłam się i były tego efekty; na koniec roku wzięłam udział w olimpiadzie i zakwalifikowałam się do II etapu. Chcę przez to powiedzieć, że nie ma w życiu rzeczy nie do nadrobienia,  nawet jak wydaje Ci się początkowo, że nie dasz rady.

Kim chciała Pani zostać, gdy była Pani w naszym wieku?

Zawsze chciałam być politykiem. Nie miałam innych planów.

Dlaczego została Pani politykiem?

Bardzo wcześnie zrozumiałam, że zdecydowanie łatwiej coś zmienić, kiedy sprawuje się właśnie taka funkcję. Pamiętam pewną sytuację z dzieciństwa, która wpłynęła na moją decyzję. Przy ulicy Nowakowskiego (ulica prowadząca do Rokitna) nie było ścieżki rowerowej ani chodnika. To powodowało, że było tam dużo wypadków, w tym kilka śmiertelnych. Moja mama postanowiła coś z tym zrobić. Chodziłam z nią po sąsiadach, z domu do domu, zbierając podpisy pod podaniem o budowę chodnika. Ci wszyscy ludzie musieli oddać bezpłatnie kawałek swojej ziemi, żeby było to możliwe, więc zebranie wszystkich podpisów wcale nie było łatwe. Udało nam się jednak tego dokonać, niestety wówczas okazało się, że nie wystarczających środków do przebudowy jezdni. Wtedy mama dała mi cenną radę: Jeśli chcesz zmieniać rzeczywistość wokół siebie, to najwłaściwszą drogą do realizacji zamierzonych celów jest polityka. Po latach zostałam radną i choć już tam nie mieszkam, bardzo szybko udało się wybudować chodnik.

Dlaczego Platforma Obywatelska?

Zaczęłam się interesować ogólnokrajową polityką w 2005 r., kiedy akurat ta formacja przegrała wybory. Od początku jednak uważałam, że to najbardziej zdroworozsądkowa partia. W ekipie tworzącej PO widziałam mądrych, pragmatycznych polityków, którym bliskie są wartości europejskie. Jestem bardzo zadowolona z tego wyboru.

Co by Pani robiła, gdyby nie została Pani politykiem?

Nie ma takiej możliwości, żebym nie została politykiem. Staram się zawsze mówić młodym ludziom odwiedzającym mnie w Sejmie, że jeśli postawię sobie jakiś cel, to są w stanie go zrealizować, trzeba tylko się na nim skupić. Życie daje nam wiele możliwości czy pokus. Nie można się rozpraszać, marnować czasu na to, co zbędne, co nam przeszkadza w realizacji marzeń. Stosując tę metodę, jesteśmy w stanie wszystko zrealizować. 

Jakie ma Pani zainteresowania poza polityką?

Przede wszystkim sportowe. Długo uprawiałam motocross, jeździłam nawet w kadrze narodowej. Ćwiczyłam też zapasy, tańczyłam w błońskim zespole Brawko bodajże 12 lat. Teraz najwięcej czasu poświęcam moim dzieciom. Mam ich troje w wieku 2, 3, 4 lat.

Mieszka Pani teraz w Warszawie. Czy tęskni Pani za Błoniem? Czym dla Pani jest nasze miasto?

Tęsknię za Błoniem, ale za rok się tutaj z powrotem przeprowadzam. Poza tym jestem tutaj przynajmniej raz w tygodniu, mieszkają tu moi rodzice. Błonie jest moją małą Ojczyzną, uwielbiam to miasto. Gdy miałam tyle lat, co Wy, tego nie doceniałam, ale teraz wiem na pewno, że jest to moje miejsce na Ziemi, że tu chcę spędzić resztę życia.

Jakie wartości są dla Pani najważniejsze w życiu?

Uczciwość, szczęście i miłość, bo bez niej ciężko jest wstawać rano.

Czy uważa się Pani za kobietę sukcesu?

Jestem z siebie zadowolona. Natomiast na rachunek sumienia jeszcze przyjdzie czas.

Z czego jest Pani najbardziej dumna?

Osobiście najbardziej z dzieci. Urodzenie i wychowanie trójki rok po roku to nie lada wyzwanie. A w macierzyństwie widzę po prostu spełnienie.

Jakie ma Pani plany na przyszłość?

W najbliższym czasie planuję przeprowadzkę do Błonia.

Zawodowo marzy mi się reforma edukacji. Bardzo chciałabym zmienić polską szkołę. To nie są czcze życzenia, wiem, że to zrobimy. Nie wiem tylko, jak szybko się to stanie, bo na reformy w edukacji trzeba czasu. Marzy mi się, żeby polskie dzieci szły do szkoły z uśmiechem na ustach, żeby nie mogły się doczekać kolejnego szkolnego dnia. Trzeba zmienić podstawy programowe na miarę XXI w. To, czego się uczycie w szkole, powinno być przydatne w życiu.

Jak wspominam swoje lata szkolne, to zupełnie nie pamiętam tych wszystkich szczegółów, karkówek, klasówek. Natomiast doskonale pamiętam wyjścia do muzeów, projekty w grupie, wycieczki. W moim przekonaniu trzeba tego typu działań jak najwięcej w szkole, a jak najmniej bezmyślnego „wkuwania”.

Jakie rady mogłaby Pani dać  dziewczętom w naszym wieku?

Pamiętajcie: Nie ma rzeczy nie do osiągnięcia. Nie ma problemu nie do rozwiązania. Jak sobie coś wymarzysz, nie ma możliwości, żebyś tego nie zrealizowała!

Nasz projekt dotyczy kobiet. Która kobieta jest dla Pani największym autorytetem?

Moja mama. To kobieta, która pomimo przeciwności losu, jest zawsze doskonale zorganizowana. Wie wszystko, jest prawdziwym omnibusem. Bardzo ją za to cenię. To zaczyna się naprawdę zauważać i doceniać, gdy się samemu zostanie matką. W ogóle mam wspaniałą rodzinę. Mój brat skończył Lotniczą Akademię Wojskową w Dęblinie, jest pilotem. To super gość!

Z polityczek bardzo szanuję Joannę Kluzik-Rostkowską za jej twardość; zawsze dopina swego.

Dziękujemy za rozmowę i życzymy powodzenia w życiu osobistym i w pracy w sejmie.

 5 kwietnia uzyskaliśmy informację, że po raz kolejny zdobyliśmy WYRÓŻNIENIE za nasz projekt. Jesteśmy bardzo dumne, to wspaniały sukces! Ws...